Tanio, taniej, najtajniej. Ciuchy z drugiej ręki podbijają centra naszych miast

Czytaj dalej
Fot. Arkadiusz Gola
Kamila Roznowska

Tanio, taniej, najtajniej. Ciuchy z drugiej ręki podbijają centra naszych miast

Kamila Roznowska

Zenit w sąsiedztwie nowego rynku w Katowicach, Pedant na dopiero co zmodernizowanej katowickiej ul. 3 Maja, w rudzkim Kaufhausie, w sąsiedztwie starówki w Gliwicach, a od 7 kwietnia także w drapaczu chmur w Chorzowie. Właśnie w tych prestiżowych lokalizacjach w centrach naszych miast pojawiły się sklepy z tanią i używaną odzieżą. Nie, nie ma nic złego w tego typu sklepach, ale czy to dobre miejsca dla nich?

- Skoro stworzyliśmy sobie tak swobodne państwo, nie powinniśmy narzekać, że czasem w luksusowym lokalu pojawia się kebab, a do jednego z pierwszych śląskich wieżowców wprowadza się sklep z tanią odzieżą – komentuje Aleksander Krajewski z fundacji Napraw sobie miasto.

Jest popyt, jest podaż
Tanio, taniej, najtaniej. Coraz częściej właśnie takie szyldy pojawiają się w najbardziej prestiżowych miejscach naszych miast. Nie trzeba szukać daleko. Wystarczy spojrzeć na ul. 3 Maja w Katowicach. Tej samej, która znalazła się w pierwszej piątce najdroższych ulic w naszym kraju, a stawka roczna za 1 m kw. wynosi tam 696 euro. Tak wynika z raportu firmy doradczej Cushman & Wakefield, który został przygotowany na jesień 2012 roku.

Ale nic przecież nie stanęło na przeszkodzie, by na całej jej długości powstał ciąg sklepów oferujących „najtańsze” a czasami „jeszcze tańsze” towary. A w budynku pierwszego powojennego domu handlowego Pedant (kiedyś znajdował się tam sklep Deichmann) ulokował się second hand.

Daleko nie trzeba iść, by znaleźć kolejny. Nieco mniejszy. Na spore zakupy można się za to wybrać do innego kultowego katowickiego budynku – mowa o Zenicie. Second hand sąsiaduje tam z budowanym rynkiem i zmodernizowanym Domem Prasy.

Galerie drenują markowy handel poza nimi
- Kumulowanie galerii handlowych w centrum miasta może zupełnie wydrenować markowy handel z ulic – zauważa Henryk Mercik, chorzowski konserwator zabytków. I w ten sposób można wyjaśnić sytuację w jakiej znalazły się Katowice. W ostatnim czasie namnożyło się tam centrów handlowych. Długo wyczekiwana Galeria Katowicka – raz, kilkadziesiąt metrów dalej, budujący się jeszcze Supersam - dwa. Natomiast kilka przystanków dalej od ścisłego centrum jest Silesia City Center – to trzy.

Z kolei dr Adam Polko z katedry gospodarki przestrzennej Uniwersytetu Ekonomicznego uważa, że nie powinniśmy traktować galerii handlowych jako konkurenta, a znaleźć raczej komplementarną względem nich ofertę, która mogłaby z nią sąsiadować.

Jednak naukowiec podkreśla, że receptą dla naszych ulic mogłoby być współzarządzanie nimi. Tak jak to się stało m.in. na ul. Piotrkowskiej w Łodzi, która ma swojego menadżera albo w Toruniu, gdzie działa Biuro Toruńskiego Centrum Miasta.

Zastosowano tam tzw. town centre management. Koncepcję, która zaczęła się rozwijać w latach 80. i zakłada, że różne grupy interesów (władze miasta, prywatni przedsiębiorcy, reprezentacja mieszkańców) wspólnie podejmują decyzje dotyczące strategii rozwoju danej przestrzeni miejskiej, a styl zarządzania takimi miejscami publicznymi może być podobny do zarządzania centrami handlowymi. Chodzi po prostu o wypracowanie wspólnej i spójnej strategii. - To rozwiązanie, które pozwala władzom miasta i właścicielom określić preferowane funkcje – dodaje dr Polko.

Po tanie ciuchy do zabytku
O ile przypadek Katowic może potwierdzać regułę drenażu markowego handlu przez galerie handlowe, to Chorzów daje już trochę do myślenia. W pobliżu ul. Wolności, uznawanej ciągle jeszcze za reprezentacyjny deptak miejski, nie ma żadnej galerii. Najbliższe centrum handlowe (AKS) znajduje się w sąsiedztwie Stadionu Śląskiego. Ale powiedzmy szczerze – w porównaniu do SCC to „maleństwo”, a mimo to „Wolka” zaczęła świecić „tanimi” szyldami i wyprowadziły się z niej firmy popularnych sieciówek.

Czarę goryczy przelewa fakt, że od 7 kwietnia do marmurowych wnętrz jednego z pierwszych drapaczy chmur w naszym kraju, znajdującego się w Chorzowie na rogu ul. Wolności i Zjednoczenia, wprowadzi się dyskont z tanią odzieżą.

Chorzowski drapacz chmur to miejsce, gdzie jeszcze przed wojną znajdowało się centrum chorzowskiej finansjery. Bo parter i pierwsze piętro drapacza chmur przez niemal 80 lat zajmowany był przez placówkę finansową, a w części mieszkalnej znajdowało się 19 bardzo luksusowych i olbrzymich apartamentów.

Czy przedwojenny budynek, to dobre miejsce dla takiej działalności? Tutaj powstają wątpliwości. - Uważam, że połączenie modernistycznej elegancji tego budynku nie pasuje z prostotą sklepów z tanią odzieżą, którym bliżej jest stylem do hurtowni czy magazynu. Oczywiście to rzecz gustu i pewnego wyczucia ducha miejsca i architektury - komentuje Dariusz Walerjański, znany miłośnik śląskich zabytków.

Ale Aleksander Krajewski, prezes fundacji „Napraw sobie miasto” jest bardziej powściągliwy w swojej ocenie. - Nie zgadzam się z takim zestawieniem, że w prestiżowej lokalizacji pojawia się "sklep z tanią odzieżą" - w domyśle sklep "nieprestiżowy" czyli nie pasujący do tego miejsca. Żyjemy w kraju, w którym bardzo wiele pozostawiliśmy w gestii niewidzialnej ręki rynku, mamy bardzo wiele swobody, co ma swoje negatywne strony – mówi Krajewski.

I dodaje: Nie szukałbym jednak problemu w konkretnej lokalizacji czy sklepie, problem tkwi w polityce przestrzennej prowadzonej przez samorząd lub jej braku, a ma to swoje odzwierciedlenie zarówno w lokalizacji sklepów z odzieżą jak i wypełnianiu całych ulic oddziałami banków albo urzędów.

Prezes fundacji „Napraw sobie miasto” uważa też, że szmateksy nie powinny być główną bolączką samorządowców. Większym problemem są wszystkie niewynajęte powierzchnie, pustostany – nikt na tym nie zarabia, a wszyscy tracą. - Miasta powinny prowadzić działania, które to odwrócą, spowodują, że opuszczone okolice staną się atrakcyjne dla usług, handlu czy kultury – dodaje Krajewski.

Szmateks wchodzi do galerii handlowych
Sklep z używaną odzieżą w centrum handlowym? Czemu nie! Dla mieszkańców Knurowa nie jest to już jakiś niezwykły widok. Kiedy pod koniec listopada zeszłego roku otwierała się tam Stara Cegielnia – pierwsza galeria z prawdziwego zdarzenia w tym mieście, to w ofercie można znaleźć wielkopowierzchniowy sklep z odzieżą używaną sieci, która w Polsce ma już 13 swoich oddziałów. Głównie w rejonie Kielc. Ale swoje podwoje otworzyli też w Centrum Handlowym „Załęże” w Katowicach czy „Galerii Moya” w Jastrzębiu Zdroju.

Na dodatek ostatnio w Jaworznie huczało od plotek, że do powstającej galerii handlowej „Galena” miałby się wprowadzić sklep z tanią odzieżą, który niedawno wyprowadził się z budynku dawnego Pewexu. Wśród mieszkańców sklep cieszył się ogromną popularnością. Można było się o tym przekonać, widząc potężne kolejki ustawiające się przed nim. Nawet kilkaset osób stanęło w obronie sklepu i napisało petycję, aby go nie zamykać. Nic jednak nie wskórali.

Agnieszka Jurkiewicz, marketing manager galerii „Galena” dementuje krążące po mieści pogłoski. - W galerii nie znajdzie się oferta sklepu z odzieżą używaną. Nie planujemy również pozyskać takiego najemcy – wyjaśnia.

Współpraca: DN, BP, ZIELA

Kamila Roznowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.