Zabójstwo w oku kamer na 3 Maja, ulicy, która jest... salonem miasta

Czytaj dalej
Justyna Przybytek

Zabójstwo w oku kamer na 3 Maja, ulicy, która jest... salonem miasta

Justyna Przybytek

Na ul. 3 Maja, między Galerią Katowicką a ul. Słowackiego, w rejonie, w którym zginął. 19-letni Dominik, działają trzy salony gier, trzy nocne kluby i sklep z dopalaczami. Wszystkie przez całą dobę. Nocą zwyczajnie strach tędy chodzić

Gdyby chodziło o porachunki kiboli, chyba łatwiej byłoby to pojąć. Spotkali się w centrum, poszło o barwy, pobili się, bo tak to między nimi bywa. Trudno. Ale ta śmierć... jest bezsensowna, przypadkowa. Do tego w ścisłym centrum miasta, w oku kamer, tuż przy komisariacie policji. To jest właśnie w tym najgorsze, przecież mogło trafić na każdego - to jedna z pierwszych opinii, jakie słyszę o zabójstwie, do którego doszło w niedzielę o świcie na ulicy 3 Maja w Katowicach. Od dwóch ciosów nożem w okolice klatki piersiowej ginie 19-latek. Motywu brak. Na ulicy mijały się dwie grupy mężczyzn, dwóch z nich prawdopodobnie zderza się barkami. Mijają sekundy, gdy od słów przechodzi do czynów, w ruch idą pięści, nagle jeden z mężczyzn wyciąga nóż i dźga 19-latka... Policja niemal natychmiast po zdarzeniu wykluczyła, że do bójki doszło wskutek walk pseudokibiców. Bójka była przypadkowa.

Najciemniej pod latarnią

To nie pierwszy raz, gdy w centrum Katowic leje się krew. Nie mniej bulwersująca była sprawa z 2009 roku. Na ulicy Stawowej 20-latek i jego o rok starsza siostra zaczepili przechodnia, chcieli papierosa. Gdy ten odmówił, mężczyzna zaciągnął go do pobliskiej bramy i brutalnie pobił, skatowany 56-latek zmarł w szpitalu. Do tamtej tragedii doszło - tak jak do tej z minionego weekendu - kilka kroków od komisariatu policji, działającego w bramie przy Stawowej, w rejonie tzw. salonu Katowic - ulicy 3 Maja.

Mieszkanie za czytanie

- Byłem tu wtedy, około 5.45 w niedzielę, szedłem do pracy (do bójki, w wyniku której zginął 19-latek, doszło według ustaleń policji około 5.20 - przyp. red.). Pełno było policji - opowiada pan Sławek. Pochodzi z Zakopanego, a do Katowic przeprowadził się za żoną, mieszka w centrum już od 27 lat. Spotykamy go we wtorek blisko miejsca niedzielnej tragedii, gdy przy jednym z salonów gier stoi z kolegami.

- Pani nie wie, co tu się dzieje. W nocy nie jest jeszcze źle, najgorzej nad ranem, jak się zataczają między klubami, młodzi i starzy, wszyscy - opowiada. Policja? - Policja jest, jak się piwo w bramie pije, jak kogoś biją czy mordują, to ich nie ma - denerwuje się kompan mężczyzny, pan Janek.

3 Maja to w Katowicach jedna z bardziej reprezentacyjnych ulic. Przed kilku laty generalnie przebudowana, wymieniono wszystko, poczynając od kanalizacji, wodociągów, przez tory tramwajowe, a na kostce na chodnikach kończąc. Bilans modernizacji zamknął się w kilkudziesięciu milionach złotych. Na koniec w donicach zasadzono drzewa, obok postawiono ławki. Ale zrewitalizować - w pełnym tego słowa znaczeniu, a więc i społecznie - tego miejsca nigdy się nie udało. Do tego część sklepów i lokali ślimaczącego się remontu nie przetrwała, część padła krótko po nim. W ich miejsce pojawiły się nowe...

Trzy salony gier, całodobowy monopolowy i sklep z dopalaczami

Na 3 Maja, między Galerią Katowicką a ulicą Słowackiego, czyli w rejonie, w którym doszło do bójki, sąsiedztwo jest raczej marne. Na kilkudziesięciu metrach są trzy niewielkie salony gier działające całą dobę, jeden nocny klub, który w nazwie ma „vip”, ale okna szczelnie przesłonięte, i dwa kluby, które oficjalnie reklamują się jako nocne. Do tego całodobowy sklep i też całodobowy, tyle że punkt z dopalaczami. Ten ostatni ukryty w bramie, z kartką na drzwiach i odręcznie napisanym „pukać”. Sklep, który miał być zamknięty po styczniowym nalocie policji. Że wciąż działa, widzę we wtorek wieczorem, około godz. 21, gdy zapukało do niego czterech zamroczonych młodych mężczyzn, drzwi się uchyliły.

- Naloty policji to tu są często, sklep się zamyka i potem otwiera. Tu różni ludzie przychodzą, potem wychodzą, dzieci, starsi, zdarzali się i pod krawatem - opowiada pan Wojtek, który od trzech lat pracuje w jednym ze sklepów przy 3 Maja, dość blisko punktu z dopalaczami, aby wiedzieć, że ruch w biznesie jest. Nazwiska zdradzić nie chce, bo się boi. Czego?

- Tu się różne rzeczy dzieją - kończy rozmowę. Różne, a przecież centrum nigdy tak złej sławy nie miało, przynajmniej nie tak złej jak Szopienice czy Załęże. Henryk Filipek, który na 3 Maja handluje, ma porównanie, bo jest z Załęża. - U mnie jest bezpieczniej - ocenia.

Dopalacze na 3 Maja są, choć dwa lata temu to właśnie na tej ulicy znaleziono ciało 20-letniego bielszczanina, który po zażyciu tych substancji, kupionych właśnie na katowickiej ulicy, zmarł...

W ciągu dnia - salon miasta. Nocą trzeba się oglądać za siebie

W ciągu dnia 3 Maja i okolice tętnią życiem, ludzie przechodzą z dworca na przystanki, z przystanków idą do pracy, urzędów albo centrów handlowych. W godzinach wieczornych ulica pustoszeje, ludzie są, ale na osi dworzec PKP - Stawowa, bo na tej drugiej sporo jest ogródków piwnych. Tomek, Beata i Marcin pracują w restauracji na parterze Galerii Katowickiej. Jej drzwi i okna wychodzą na miejsce, w którym zginął 19-latek. Lokal zamyka się jednak w okolicach północy.

- Dopiero w poniedziałek usłyszeliśmy, co się stało, Wieczorem pojawił się znicz przy przystanku, ale potem ktoś go zabrał - opowiada Beata. Jak mówią, choć pracują w ścisłym centrum, w budynku będącym pod całodobową ochroną, a przy wejściu mają kamery, to nie czują się w tej okolicy bezpiecznie.

- Do domu staramy się wychodzić grupą albo choć parami, ktoś na kogoś zawsze czeka, ktoś kogoś podwiezie - tłumaczą. A że noc była „wesoła”, widzą dopiero rano. - Mamy regularnie niszczoną reklamę przed galerią, pourywane kwitki - wymieniają.

Zasadniczo na Stawowej, 3 Maja i katowickim rynku pobicia, napady, kradzieże czy rozboje zdarzają się, ale nie częściej niż w innych fragmentach Śródmieścia czy dzielnicach Katowic. Częstszych wyjazdów do ofiar napaści nie odnotowują w Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym. - To jest tak, że jak chuligani się biją, to karetki nie wzywają - mówi Jerzy Wiśniewski, rzecznik prasowy WPR.

- To chodzi o odczucia. Jak idę wieczorem 3 Maja, to zwyczajnie się boję. Niby nic się nie dzieje, krążą bezdomni, menele, ale słychać też wrzaski i tłuczone szkło, przez ulicę przetaczają się grupki zawianych ludzi, i po prostu człowiek ogląda się za siebie i przyspiesza - opowiada Joanna, która wynajmuje mieszkanie przy ulicy Mickiewicza.

3 Maja znajduje się na osi, przy torach kolejowych, wokół której rozwijały się Katowice. To położenie, które przed wiekiem przyczyniło się do rozwoju tego miejsca, dziś jest nieco feralne. Po jednej stronie plac Wolności z licznymi klubami i dyskotekami, po drugiej - Mariacka z działającymi przez całą dobę lokalami z tanią wódką i piwem. A pośrodku, właśnie na 3 Maja, sklep monopolowy działający non stop, wspomniany sklep z dopalaczami, nocne kluby, a w okolicy przy Mickiewicza i Skargi, działające też od świtu do świtu, punkty z kebabami. Między nimi nocami z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę wędrują grupy zabawowiczów.

- Z jednego klubu wychodzą pijani i idą dalej w miasto, bywa że są na tyle zawiani, że niewiele trzeba, żeby doszło do wybuchu agresji. Najgorzej - i na Mariackiej, i w rejonie 3 Maja, i Stawowej - jest przed świtem, o 4 i 5 - relacjonuje Joanna. Jak mówi, problemem jest brak w centrum policji, patrole są, ale jak mówi dziewczyna, zbyt mało widoczne.

- Jeszcze kilka lat temu patrole wlepiały mandat każdemu, kto na Mariackiej pił piwo poza ogródkiem gastronomicznym, wystarczyło wychylić się za bardzo z piwem. Dziś na ławkach na deptaku brakuje, żeby ludzie rozłożyli sobie obrusik, bo wszystko inne potrzebne na piknik mają: pół litra, sok, nawet plastikowe kubki i biesiadują. Wszystko to w oku kamer, a policji nie ma - dodaje dziewczyna.

Centrum Katowic ożyło wraz z rozwojem Mariackiej. W weekendy na deptak ściągają setki, jeśli nie tysiące osób z całej aglomeracji. Przy okazji odwiedzają liczne w centrum Katowic dyskoteki, zlokalizowane w różnych punktach miasta - przy Plebiscytowej, placu Wolności, ulicy Dąbrówki.

- Sporo osób zaczęło traktować Katowice i Mariacką jak Stodolni w Ostrawie, jako miejsce, do którego przyjeżdża się na weekend zabawić. Mam sporo gości z całej Polski, w tym z Warszawy, którzy przyjeżdżają zaszaleć do Katowic na jedną albo dwie noce, czasem na wieczór kawalerski, bo jak mówią, u nich nie ma takich „zwykłych” dyskotek - opowiada Żaneta, która wyremontowała mieszkanie po krewnej w centrum Katowic i wynajmuje je przyjezdnym przez portal internetowy.

Są wśród tych ściągających do centrum stolicy aglomeracji ludzie zwyczajnie głodni zabawy, którym czasem puszczają hamulce, są jednak też głodni zaczepki i typy spod ciemnej gwiazdy. Gdy przed kilku laty Mariacka na dobre się rozhulała, policjanci pół żartem, pół serio mówili, że gdyby nie deptak, nie udałoby się im zatrzymać tylu ściganych listami gończymi. Ale wówczas patrole i kontrole były tu na porządku dziennym. W efekcie tylko w 2011 roku na Mariackiej, czyli 400-metrowym deptaku, 38 sprawców przestępstw i osiem osób, które były poszukiwane listami gończymi. Dziś patrole też tu są, ale i ludzi w centrum Katowic, które w końcu ożyło, bawi się znacznie więcej.

Justyna Przybytek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.